Gdybym miała stworzyć chciejlistę książek, które chętnie znalazłabym pod choinką, dobrze byłoby, abym zapoznała się z ofertą książek dostępnych w księgarniach. Bo chociaż w głowie (i na sekretnej liście) mam co najmniej dziesięć wymarzonych tytułów – większą część z nich nie kupi się od ręki w każdym przybytku książek nowych. Te wynajduję na aukcjach internetowych lub w antykwariatach. Co się z tym łączy – na polowanie trzeba niekiedy poświęcić sporo czasu i uwagi. Satysfakcja po wydobyciu wymarzonego tytułu z książkowej czeluści – bezcenna.
Przyjmijmy jednak wariant, że chętnym do obdarowania nas chcemy nieco pomóc. Oni mogą nie mieć ani czasu lub co częściej - zacięcia na polowanie. Zwłaszcza, kiedy niekoniecznie kochają książki w takim stopniu, co my. Wydawnicze nowości są i dla nich, i dla nas (a dlaczegóż by nie?) wyjściem idealnym.
Po nowości wybrać się można do księgarni. I nie mam tu na myśli kombinatu na literę E. - konglomeratu peirdyliarda drobiazgów, wśród których upchnięte są też książki. Chociaż wiem, że to najłatwiejsze, bo z reguły bywa jednym ze sklepów w galeriach handlowych.
Monopolistów nie chcemy. Dbamy o różnorodność i niszowość. Po książki dla dzieciaków wybierzmy się do Dwóch Kotów, Bullerbyn, Badetu, po reportaże do Wrzenia Świata lub małej księgarni Czarnego, po książki obcojęzyczne do Jak Wam się podoba, Booklandu lub Book City, literaturę techniczną i naukową do Głównej Księgarni Naukowej, zaś prawniczo – ekonomiczną do którejś z filii Księgarni Ekonomicznej, książki z tematyki socjologicznej i filozoficznej do Głównej Księgarni Naukowej im. B. Prusa lub do Tarabuka, po kulinarne do Books for Cooks lub CookOff, Serennisma lub Arkady pozwolą znaleźć coś ze sztuki, psychologiczne w Psyche, a po tanią książkę do Dedalusa lub Tak czytam. A nowości znajdziecie w każdej napotkanej stacjonarnej księgarni (tutaj pierwsza myśl - Bagatela na pięterku z pięknym kotem Rudolfem). To tak na przykład. Nie tylko w E. i M.
A dlaczego o tym piszę? Z kilku powodów. Bo dzisiaj w kalendarzu wypada Dzień Księgarza, a ja złapałam się na myśli, że większość książek kupuję jednak internetowo i trochę mi się teraz zrobiło głupio. To po pierwsze. Po drugie, aby pokazać, że księgarniane molochy wypełnione po brzegi drukowanym papierem nie zawsze będą miały w ofercie, to co nas najbardziej interesuje, a co możemy znaleźć właśnie w tych małych, księgarnianych lokalikach. Ba! Sprzedawcy tych mikrusów księgarskiego rynku nawet fachowo doradzą, bo z reguły doskonale wiedzą, co sprzedają (tutaj od razu przychodzi na myśl sytuacja z Bookstore FOX i „Sklepem za rogiem” z filmu z filmu „Masz wiadomość”).
No i wreszcie po trzecie – bo ciekawa jestem, co Wy o tym myślicie.
Tak swoją drogą – zwróciłam Waszą uwagę na zaledwie kilka księgarń z warszawskiego poletka. Zastanawiam się więc, o czym nie wspomniałam, a co jest tak oczywiste, że grzech o tym nie napisać. No a poza tym interesuje mnie jeszcze to, jak sytuacja wygląda poza Warszawą. Opowiecie mi o tym?
A już zupełnie na koniec, skoro o tym wspomniałam – moja chciejlista. Co znalazłoby się na Waszej?
Wiem, wiem - "Wanna z kolumnadą" to już nie taka nowość, ale spełnia warunek księgarnianej dostępności ;)