Obiecałam sobie, że wszystkie trzy książki muszę opisać jeszcze w tym roku. Tak, aby już do nich nie wracać. Na ile się da – zapomnieć o treści. To bardzo poruszające reportaże o okrucieństwie, o tym, że człowiek potrafi być bardzo zły, że wykorzystuje bezbronność innych, że niesprawiedliwość stoi ponad prawem. To obraz bardzo brzydkiej, bardzo smutnej Polski. Zachęcam do lektury, ale i uprzedzam – nie czytajcie ich, kiedy Wam źle, smutno, a na dworze szaro, buro i ponuro. Mogą mieć wtedy większą siłę rażenia. I w zasadzie nawet nie wiem, czy to dobrze, czy może źle…
Tę książkę chociaż skończyłam czytać tydzień temu, to jej treść wciąż we mnie siedzi głęboko. Nie potrafię się uwolnić od tego, co przeczytałam nawet pomimo skupienia się na kolejnej, tym razem zupełnie lżejszej książce ornitologicznej. Coś chyba rzeczywiście prawdziwego jest w tym, że kiedy zostaje się rodzicem osobiście odbiera się krzywdę, która dotyka cudze dzieci.
Szymona z Będzina, małego niespełna dwuletniego chłopczyka cała Polska poznała przez jego tajemniczą śmierć. Katami byli jego rodzice. Okazuje się jednak, że ostatnie cztery dni życia, podczas których konał w ogromnym bólu zamknięty w swoim pokoju to tragiczne zakończenie całego pasma niewyobrażalnych i bolesnych przeżyć.
Pod górkę miał od pierwszych chwil życia – urodził się w 25 tygodniu ciąży jako bardzo słaby wcześniak. Prawie umiera, wprawdzie cudem odratowany przez lekarzy, ale jego słaby i niedojrzały jeszcze organizm walczy z infekcją, ta się pogłębia, aż dochodzi do sepsy. W szpitalu spędza miesiąc rzadko odwiedzany przez rodziców. Już w domu przez prawdopodobnie niewłaściwe podnoszenie doznał urazu kości lewego przedramienia. Nie wiadomo, kto przy podnoszeniu wyrwał rękę – babcia, czy wcześniej rodzice. Po kilku miesiącach starsza siostra podczas zabawy prysznicem oblewa go gorącą wodą. Doznaje poparzeń i od tego momentu boi się każdej kąpieli. I nocnika, na którym musi siedzieć godzinami, aż robią mu się odciski na udach. Przez swoje wcześniactwo, choroby i lekceważenie przez rodzinę jest wystraszony, smutny i wycofany. Z trudnością robi postępy w rozwoju. Nikt się nim nie interesuje. Nawet przez dwa lata od czasu śmierci. Może byłoby lepiej, gdyby zmarł od razu po urodzeniu?
Statystyczne szacunki podają, że co roku ofiarą przemocy i/lub zaniedbań ze strony rodziców lub opiekunów pada prawie piętnaście tysięcy dzieci! Dla mnie to szokujące dane. Brzmią trochę jak absurdalna, choć przerażająca fikcja, a jednak jest smutną rzeczywistością. Właśnie o niej traktuje reportaż Ewy Winnickiej.
To aż niewiarygodne, że musiały minąć dwa lata zanim śledczym udało się rozwiązać zagadkę, kim był wyłowiony ze stawu w Cieszynie martwy chłopczyk. Przez ten czas nie zgłosił się żaden rodzic, żaden dalszy krewny, sąsiad, czy znajomy rodziny. Pomimo tysięcy portretów wywieszonych w komendach, urzędach i lecznicach w całym kraju. To zaskakujące, że dziecko przez dziurawy system może stanowić igłę w stogu siana.
Obojętność to motyw przewodni tej książki. Ale traktuje ona również o dziurach w systemie pomocy społecznej, braku sąsiedzkich relacji, dozoru dzielnicowych i lecznic. A także o uchybieniach w trakcie śledztwa, o skali hejtu i o priorytetach. Może gdyby nie doszło do katastrofy w Smoleńsku i gdyby Katarzyna Waśniewska nie zamordowała swojej półrocznej córki – śledztwo w sprawie Szymona miałoby szybszy finał? Zaskoczeń w tej książce jest cała mnogość. Łącznie z tą, że w sierpniu 2012 roku w katowickim areszcie spotkały się dwie dzieciobójczynie Beata Ch. - matka Szymona i Katarzyna W. – matka Magdy. O innym powiązaniu będzie niżej.
Trzepnęła mną ta książka bardzo. Patrzę właśnie na mojego, śpiącego obok, 14-miesięcznego syna i zastanawiam się jak to możliwe, że można być zdolnym do skrzywdzenia swojego dziecka, jak to uczynili rodzice małego Szymona.
Justyna Kopińska, Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?, wyd. Świat Książki 2015
Justyna Kopińska, Polska odwraca oczy, wyd. Świat Książki 2016
Marczewski uczestniczył w śledztwie w Zabrzu po tym, jak zdesperowany wychowanek domu dziecka prowadzonego przez siostry boromeuszki opowiedział o stosowanych tam praktykach.
Był gwałcony, głodzony i bity, na co pozwalała kierowniczka Agnieszka F., znana pod zakonnym imieniem Bernadetta. Tortury były środkiem wychowawczym. Przez dekadę nikt nie chronił dzieci. Siostra Bernadetta z pewnością trafi do więzienia, ale ośrodek stał się już inkubatorem przestępczości. (Ewa Winnicka, Był sobie chłopczyk, wyd. Czarne 2017)
Justyna Kopińska w obu książkach napisała o różnych twarzach przestępczości. Od strony zawodowej bliżej zna je doskonale umieszczony w powyższym cytacie Jacek Marczewski. To zmyślone personalia, bo z uwagi na swoją pracę, śledczy musi zachować anonimowość. To właśnie ten policjant z Komendy Wojewódzkiej w Katowicach zajmował się sprawą Szymona z Będzina, a wcześniej sprawą Ośrodka Wychowawczego sióstr boromeuszek w Zabrzu.
Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?
Oto równie głośny medialnie przypadek patologii. Również w Zagłębiu i także w środowisku, które za główny cel powinno mieć postawione dobro dzieci. Szczególnie, że wychowankami ośrodka byli małoletni z bardzo połamanymi życiorysami, pochodzący w większości z patologicznych domów, w których rodzice nadużywali przemocy i alkoholu, i w których panowała bieda i nieporządek. Dzieci bez pozytywnych wzorców, których nie miały sposobności zaobserwować i się nauczyć. Trafiają do rozmodlonych sióstr boromeuszek, które mają z nich uczynić dobrych i porządnych ludzi, dać wikt i opierunek. Takie małe niebo. Tymczasem z policyjnej interwencji po libacjach trafiały w sam środek piekła na ziemi: przemocy, gwałtów, głodzenia, kar cielesnych, psychicznego poniżania.
Ewa Winnicka pod koniec swojej książki szukała odpowiedzi na pytanie, co sprawiło, że małego Szymona dotknęła taka społeczna obojętność nie tylko ze strony jego rodziców, ale również dalszej rodziny i sąsiadów. Gdzie jest źródło tej patologii i dlaczego ona tak często ma miejsce w Zagłębiu. Odniosłam wrażenie, że wcielając się niejako w rolę kryminologa wyższy poziom przestępczości starała się usprawiedliwić faktem zawiłej tożsamości miast (głównie Zabrza i Będzina). Otrzymały one w spadku po zaborze rosyjskim mentalnoś cwaniactwa, krętactwa i legitymizację dziadostwa, w skutek likwidacji getta i powojennego napływu nowych mieszkańców (przed wojną 80% mieszkańców Będzina stanowili Żydzi) obojętność wynikającą z tymczasowości, a także przez biedę po zamknięciu kopalni.
No i owszem, kryminologia wiąże środowisko z poziomem przestępczości. Ale nawet najlepsze analizy nie spowodują spadku ilości czynów zabronionych. Tym bardziej, kiedy odpowiedzialne za nie są osoby zakonne, które nie tylko pochodziły z normalnych domów, ale z uwagi na specjalne życiowe powołanie powinny stanowić wzór.
Książka o ośrodku prowadzonym przez siostry boromeuszki ma bardzo brudną i lepką treść. Jej problematyka jest przy tym ogromnie złożona. Nie dam rady napisać o niej więcej, niż tylko ogólnikowo.
Polska odwraca oczy
Justyna Kopińska w swoich reportażach zajmuje się tematyką kryminalną, więziennictwem, prawem karnym oraz sprawami sądowymi. Polska odwraca oczy ze wszystkich tutaj trzech ma zdecydowanie lżejszy kaliber. Jest przede wszystkim mozaiką przypadków bardziej lub mniej strasznych, odrażających, czy bezprawnych. Najmocniejszymi są oczywiście fragmenty o ośrodku sióstr boromeuszek, ale również ten o oddziale XXIII szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Starogardzie Gdańskim, w którym ordynator Anna M. prowadziła niehumanitarne i odrażające praktyki psychiatrycznego leczenia dzieci.
Podwójnie zadziwiający (z uwagi na zaskakujące fakty na zakończenie) był wywiad z żoną Mariusza Trynkiewicza, nieprawdopodobnie brzmiał reportaż o praktykach prezydenta Zduńskiej Woli, Zenona Rzeźniczaka, który urząd i pracujących w nim swoich podwładnych traktował jak własny folwark. Bardzo smutną, a jednocześnie poruszającą była historia podwójnej eutanazji, którą w tym przypadku dosłownie można określić stwierdzeniem miłość aż po grób. A jeżeli jestem już przy miłości – niezwykle ciekawym, ogromnie zaskakującym i wprost nadającym się na scenariusz filmowy był reportaż o rodzinie, niepełnosprawności i talencie Grzegorza Płonki.
To oczywiście tylko kilka wybranych zajawek. Książka balansuje od tematów ciężkich po nieco lżejsze. W każdej (dodajmy - prawdziwej) historii jest jednak element zaskoczenia, czasem przerażenia.
Ulga - to jedno z oczyszczających i przyjemnych odczuć. Dobrze, że mogę ją poczuć.
Ulga - to jedno z oczyszczających i przyjemnych odczuć. Dobrze, że mogę ją poczuć.