Kiedy byłem mały, wszystko wokół było duże. Nawet nasz pokoik w mieszkaniu dziadków przy ulicy Kalinowskiego.
Jakiś czas temu na bookcrossingowej półce w mojej osiedlowej świetlicy trafiłam na książkę z dedykacjami: Dla Marysi, genetycznie obciążonej miłością do książek od cioci Joanny i Dla Marysi z buziaczkami ciocia Anka. Pomyślałam sobie, że fajnie ma to dziecko, może obecnie już nawet nastolatka lub dorosła kobieta, że krewni dają książkowe prezenty z miłymi dedykacjami. Kiedy byłam mała, sama o takich marzyłam, ale moi krewni nie potrafili czytać mi w myślach, nigdy też nie pytali o listę prezentowych marzeń. Wzięłam zatem tę książkę do domu z postanowieniem, że przeczytam ją przy jakiejś miłej okazji.
Okazja nadarzyła się niebawem, czyli w Dniu Dziecka. Spakowałam zatem książkę rano do torby i przeczytałam w tramwaju w drodze do i z pracy. Jest niezbyt obszerna, ma duże litery, dużo zdjęć i obrazków – idealna na niezobowiązującą lekturę.
Wspomnienia z lat dziecięcych autorów współczesnych książek dla dzieci Anny Onichimowskiej i Grzegorza Kasdepke napisane są z punktu widzenia dziecka. Oboje wracają do swoich wspomnień nie przepuszczając ich specjalnie przez filtr dorosłości. Są zatem uroczo naiwne i fantastyczne jednocześnie. Dzięki takiej formie – treść będzie idealna odbiorze dla czytelników w wieku 5-105 lat ;)
Przeczytane wspomnienia wyzwoliły w mojej głowie różne przemyślenia: sentyment, radość, ale też smutek i niezadowolenie. Odległe bieguny, bo mieszał mi się pierwiastek małego dziecka, którym byłam kiedyś i obecnie matki swojego dziecka. Porównywałam dzieciństwa autorów i swoje własne, zwracałam też uwagę na sposób wychowywania dzieci wcześniej i tłumaczyłam reakcje oraz zachowania na język przemawiającego do mnie w roli rodzica – nurtu NVC i RB.
Chodziłam do przedszkola w Łazienkach. Ustawiali mnie zawsze w pierwszej parze, ponieważ miałam długie loki. Nie przepadałam za tym, ale nikt nie chciał mnie słuchać. Nikt nie chciał również słuchać, kiedy mówiłam, że coś mi nie smakuje, więc często przekładałam obiadowe dania do szuflady stolika, przy którym jadłam. Wszystko się wydało, kiedy przelałam tam zupę i stolik zaczął przeciekać. Dużo bardziej od ogródka przy przedszkolu podobał mi się park, więc często do niego uciekałam (…) Wszyscy się na mnie za te ucieczki gniewali, a ponieważ byłam niepoprawna, rodzice musieli mnie stamtąd wypisać.
Czasami chodziliśmy z tatą do jego znajomego, który zawsze dawał mi książki. (…) Pan Maj był bardzo gruby i bardzo miły. Hodował w płaskich talerzach mchy i porosty. Kiedy otwierał okno, bałam się, że porwie go wiatr i poszybuje jak balon wysoko w chmury.Na moje czwarte urodziny przyszła z Łodzi paczka. Nie mogłam uwierzyć, że jest naprawdę dla mnie. Stałam na stołeczku, patrząc jak mama rozwija kolejne warstwy papieru. W środku był biszkopt z kremem waniliowym, upieczony przez moją prababcię. Nigdy potem nie jadłam niczego, co pachniałoby podobnie i byłoby równie pyszne.
Babcia Danusia była mamą mojej mamy i Iwony. Kochała tylko siebie i nie zwracała uwagi ani na mamę, ani na Iwonę. Mimo to co niedzielę chodziliśmy do jej drewnianego domu na Nowym Mieście. Czasami wracałem stamtąd z gorączką, szczególnie wtedy, gdy babcia Danusia miała do mamy jakieś pretensje. Prawie zawsze miała pretensje. Gorączka mijała w pokoiku przy ulicy Kalinowskiego. Tu był nasz dom.
I tak sobie pomyślałam, że dzieciństwo to piękny, ale jednocześnie bardzo trudny czas w życiu człowieka, w którym beztroska współistnieje z ogromnymi ograniczeniami i to często ze strony tych, u których dziecko powierza największą ufność. Postawiłam sobie zatem pytanie, czy chciałabym wrócić do czasów dzieciństwa? Bardzo tak i bardzo nie. Jednocześnie tym więcej dało mi do myślenia o tym, że to jak będzie w przyszłości wspominał dzieciństwo mój syn w dużej mierze zależy od tego, jaką teraźniejszość zaoferuję mu teraz.
Nie sądziłam, że taka niewinna książka o wspomnieniach innych ludzi sprowokuje mnie do głębszej jej analizy. A zatem – niech każdy dzień w życiu dziecka będzie piękny, nie tylko 1. czerwca.
Nie sądziłam, że taka niewinna książka o wspomnieniach innych ludzi sprowokuje mnie do głębszej jej analizy. A zatem – niech każdy dzień w życiu dziecka będzie piękny, nie tylko 1. czerwca.
Gdy dziadek wracał z działki, w całym domu zaczynało pachnieć pomidorami. Kiedyś pomidory pachniały. Teraz potrafią jedynie dobrze wyglądać w hipermarkecie. Prosiłem, żeby babcia zrobiła mi podziubdzianą kanapkę. Co to jest podziubdziana kanapka? Zwykła pajda chleba z masłem i pomidorem pokrojona na kawałeczki. Nie wiem, skąd taka nazwa. Wiem za to, że nikt nie umiał tak dziubdziać jak babcia. Potem siadała przy stole w kuchni i przebierała przyniesione przez dziadka czereśnie, wiśnie i agrest. To będzie na kompot, to na konfitury, a to na ciasto. Ja siedziałem gdzieś obok, urządzając wyścigi najokrąglejszym owocom – i tak toczyły się nasze dni. W gruncie rzeczy były tak samo szare jak kluski łyżką kładzione. Ale i równie smakowite.
______________________
cytaty: Grzegorz Kasdepke, Anna Onichimowska, ilustracje Joanna Olech, zdjęcia z archiwum autorów, Kiedy byłem mały/Kiedy byłam mała, wyd. Literatura 2009