„Potrójna afera wam się zbiegła, jak gacie po praniu.”*
„Zbiegły się dwie śmierdzące sprawy, korzyści materialne wznoszą się od dołu ku górze, a z góry na dół spływa warstwa ochronna. Grube ryby z wierzchu trudno ukąsić…”
„Zbiegi okoliczności, okazuje się, działają w różne strony.”
Gdybym wiedziała wcześniej, że kryminał może być tak zabawny, już dawno zabrałbym się do książek Joanny Chmielewskiej. I proszę mnie źle nie zrozumieć - uwielbiam smętne i groźne kryminały, a przy tym okazuje się, iż dawka humoru niekoniecznie musi być w tym przypadku kwiatkiem do kożucha. Ostatnio tak dobrze bawiłam się przy kryminale 4 lata temu przy okazji „Przygody fryzjera damskiego” Eduarda Mendozy.**
„Zbieg okoliczności” zaczyna się mocno. Oto policyjny komisarz z wydziału przestępstw gospodarczych wybiera się na przesłuchanie do mieszkania niejakiego Mikołaja. Na miejscu okazuje się, że lokator jest już właśnie denatem, a wszędobylska sąsiadka wskazuje na prawdopodobnego sprawcę mordu kobietę, która niedawno wyszła z mieszkania zmarłego.
Szybko okazuje się, że ową podejrzaną jest... Joanna Chmielewska, która otrzymała zadanie ukrycia na Dworcu Centralnym pewnej torby i właśnie zmierza w tamtym kierunku. Na miejscu wraz z jej przybyciem wynika zaś pewna nerwowa sytuacja, z której wraz z torbą Joanna Chmielewska wybiega z dworca wprost do autobusu jadącego na lotnisko. A za nią odbywa się pościg, który dla odmiany wcale nie jest prowadzony przez Policję. W tymże autobusie nieoczekiwanie spotyka… Joannę Chmielewską. Tak, tak - w książce są dwie Joanny Chmielewskie – starsza i młodsza, teściowa i synowa, a właściwie byłe teściowa i synowa, które, o ironio, bardzo się lubią i świetnie rozumieją. Joanna teściowa tak potem powie w rozmowie z komisarzem biorącym udział w śledztwie:
„(…) trzecie pytanie: ile ma Pani synowych?
Trzy zwyczajne i jedna kościelną – odparłam bez namysłu.”
„Joanna Chmielewska westchnęła i kazała Jarzębskiemu słuchać uważnie, bo inaczej nie zrozumie. Jarzębski zastosował się do polecenia.
- Ona była starsza od mojego syna – powiedziała Chmielewska. – Przyznaję, że urodziłam go, mając siedemnaście lat, miałam zatem trzydzieści sześć, a on dziewiętnaście, kiedy uparł się z nią ożenić. Ona była już rozwiedziona i miała dwoje dzieci, więc nie byłam zachwycona pomysłem, ale poznałam ją osobiście i przestałam protestować. Uzgodniłyśmy między sobą, że rozwiodą się, kiedy on oprzytomnieje. On sobie nawet nie zdawał sprawy z tego, ze jest młodszy od niej o sześć lat. No i wszystko poszło zgodnie z przewidywaniami Rozeszli się po dwóch latach. Jak pan sobie to wszystko doda i odejmie, zrozumie pan, że różnica lat między nami wynosi tylko jedenaście, a w mojej rodzinie wszystkie kobiety zawsze młodo wyglądały.”
Swoją drogą Joanna Chmielewska młodsza również miała w tej kwestii swoje zdanie:
„Moja teściowa wyglądała do obrzydliwości młodo i chodziła w szpilkach, dokładnie tak samo, jak ja. Żadna stara baba nie nosi takiego obuwia i nie porusza się w nim tak, jakby zaczęła od dnia urodzenia. Ponadto była wariatką bezkonkurencyjną, co między innymi stało się przyczyną mojego rozwodu. Po dwóch latach mój mąż stwierdził, że jedna wariatka wystarczy w zupełności i druga stanowi niepożądany nadmiar, przeżywszy młodość przy boku matki, żonę chciałby mieć normalną. Obie z teściową rozumiałyśmy się doskonale.”
No, ale zaraz, zaraz - wciąż jesteśmy w tym autobusie jadącym na lotnisko. A w nim następuje nieoczekiwana wymiana pomiędzy dwiema Joannami oraz ich torbami, w wyniku czego młodsza zamiast starszej wprost z autobusu wsiada do samolotu lecącego do Danii. Jakby tego jeszcze było mało – w Danii pościg trwa nadal. Tymczasem Joanna Chmielewska młodsza przepada jak kamień w wodę (wcześniej dostarczając… dwie walizki pod wskazany adres), by w międzyczasie spotkać się z pewnym Pawłem, zostać czarnoskórą zwyciężczynią zakładów w gonitwach konnych, a w Polsce (powrót do kraju nastąpił dla odmiany nie samolotem, a polonezem), przy zmianach tożsamości i wyglądu, wykonać zadanie w podziemiach budynku na pewnej działce.
Jak to się wszystko skończy – nie zdradzę, ale zapewniam, że zwrotów akcji będzie kilka.
Powieść jest przyczynowo-skutkowym ciągiem perypetii obfitującym w mnóstwo zwrotów akcji, w których aż gęsto jest od absurdu. A jak do tego dodać jeszcze szereg nieporozumień związanych z jednakowymi imionami i nazwiskami teściowej i synowej, to wychodzi z tego niezły bałagan, który mąci w głowach Policji i niejednokrotnie wprawia ich w stupor. Zresztą nie tylko ich, bo również i tamtych, którym zależy na zawartości toreb, które miały się znaleźć w Danii. Swoją drogą, torby niczym biblijny chleb - mnożą się podczas całego przebiegu zdarzeń.
Co najlepsze - Joanna Chmielewska (i mowa tym razem o autorce powieści) opisała to wszystko w zabawnym tonie, który nie pozwala oderwać się od książki, aż do ostatniego zdania kończącego cały walizkowy ambaras. Nagromadzenie słów: raszpla, rąbnęła, runął, facetka powoduje, iż książka nabiera swoistego charakteru zadziorności.
„Zbieg okoliczności” to spora dawka niewymuszonego humoru. Lepiej nie czytać tego w środkach komunikacji zbiorowej ;) Lektura może powodować wybuchy nieskrępowanego śmiechu ;) Jeżeli jeszcze nie czytaliście Chmielewskiej - gorąco polecam.
„Paweł strasznie myślał i wyraźnie się wahał.
- Nad istotami obłąkanymi czuwa opatrzność – mruknął.”
5/6
_______________________
* wszystkie cytaty: Joanna Chmielewska – „Zbieg okoliczności”, wyd. Kobra Media Sp. z o. o.
** Przygoda fryzjera damskiego” to tylko jedna z czterech części barcelońskiej… trylogii o pewnym fryzjerze.
*** Recenzja bierze udział w akcji "Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę!"
*** Recenzja bierze udział w akcji "Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę!"