"SF: A jak ze zdjęciami?
RK: Masz na myśli zdjęcia ludzi.
SF: Są jakieś?
RK: O, tego znam.
SF: To jeden z nich?
RK: Może tak być. To może być również taksówkarz, na którego kiedyś natrafiłem, gwiazda filmu albo dawny sąsiad.
SF: To nie żadna gwiazda filmu. Myślimy, że brał udział. Wiesz, jak się
nazywa?
RK: Nie mam pojęcia.
SF: Pamiętasz, gdzie go spotkałeś?
RK: Nie mam pojęcia.
(Cisza)
RK: Natomiast myślę, że jest Szwedem.*
„- Po kolei. Dlaczego miałby być Szwedem?
- Ponieważ ktoś tak twierdził.
- Ale nie macie pewności.
- Nie.”
![]()
Zapewne znacie ten stan książkowego kaca, kiedy historia w ostatnio przeczytanej książce tkwi w głowie tak mocno, że trudno rozpocząć kolejną. Ja stosuję takie oto lekarstwo: przed rozpoczęciem nowej - czytam coś krótkiego i lżejszego. Dopiero później wgryzam się znowu w coś, co zajmie mi więcej czasu i uwagi.
SF: Są jakieś?
RK: O, tego znam.
SF: To jeden z nich?
RK: Może tak być. To może być również taksówkarz, na którego kiedyś natrafiłem, gwiazda filmu albo dawny sąsiad.
SF: To nie żadna gwiazda filmu. Myślimy, że brał udział. Wiesz, jak się
nazywa?
RK: Nie mam pojęcia.
SF: Pamiętasz, gdzie go spotkałeś?
RK: Nie mam pojęcia.
(Cisza)
RK: Natomiast myślę, że jest Szwedem.*
„- Po kolei. Dlaczego miałby być Szwedem?
- Ponieważ ktoś tak twierdził.
- Ale nie macie pewności.
- Nie.”

Zapewne znacie ten stan książkowego kaca, kiedy historia w ostatnio przeczytanej książce tkwi w głowie tak mocno, że trudno rozpocząć kolejną. Ja stosuję takie oto lekarstwo: przed rozpoczęciem nowej - czytam coś krótkiego i lżejszego. Dopiero później wgryzam się znowu w coś, co zajmie mi więcej czasu i uwagi.
Takiego „kaca”, jak wyżej, zaliczyłam właśnie po recenzowanej tutaj książce i żałuję, że tak długo zwlekałam z jej lekturą. Wszystko dlatego, że wcześniej dopadła mnie urlopowa niemoc czytelnicza.
Tymczasem okazuje się, że powieść, niczym Trylogia Stiega Larssona, nie pozwala aby się od niej oderwać i o sobie zapomnieć.
Zdarzenia w powieści początkowo przedstawiane są dwutorowo, na przemian odkrywając pewne zdarzenia z 4-letniego okresu dwóch mężczyzn szwedzkiego pochodzenia.
Jednym z nich jest tajemniczy N., który swoją tożsamość i dotychczasowe życie traci w wyniku tsunami, które dopadło go na, jak można domniemywać, świątecznym rodzinnym wyjeździe do Tajlandii. Szkody wywołane przez żywioł są przyczynkiem do związania się mężczyzny z pewną grupą ludzi, z którą wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych celem „unieszkodliwienia” przywódcy pewnego apokaliptycznego kościoła, a powiązany z tym późniejszy napad na bank gmatwa i tak już trudne położenie owego N.
Drugim ze Szwedów jest Ernst Grip - funkcjonariusz szwedzkiej Policji Bezpieczeństwa, który na służbowe polecenie swoich przełożonych - w Stanach Zjednoczonych ma pomóc FBI w identyfikacji obywatela prawdopodobnie szwedzkiego pochodzenia. Nieoczekiwanie, zaraz po przylocie do Nowego Yorku, zostaje przetransportowany na wyspę Diego Garcia, gdzie – jak się szybko okazuje - amerykańskie CIA ma swoje tajne więzienie. Tym sposobem Ernst znajduje się w celi z kimś, kto niejako żył jego życiem.
Opowieść biegnąca na początku dwutorowo, w pewnym momencie, niczym zamek błyskawiczny, nagle się zazębia i dość zaskakująco splata losy dwóch Szwedów powodując w ten sposób kłębek utworzony z domysłów, niedopowiedzeń i strachu. W miarę wnikania w głąb historii nagle rozjaśniają się kwestie związane z tajemniczą Topeką, mężczyzną zlecającym kradzieże dzieł sztuki, zagubionym paszportem i kobietą z kotem. Mimo to Grip, mający na sumieniu zdarzenia z lat wcześniejszych – nie może czuć się pewnie.
„- Bez względu na to, co to jest, ukrywasz to dobrze.
- Kto właściwie ukrywa co? – Grip uśmiechnął się szeroko.
Osobliwy moment, kiedy stawką było wszystko.
- Wiesz, że ta afera ma wiele wątków – zaczęła Shauna. – Wiele dochodzeń toczy się jednocześnie. Łączące je elementy, ujawniające się to tu, to tam, możemy omówić później.”
„Szwed...” to dobrze przemyślana historia w stylu „polowania na czarownice”, w którym kara śmierci ma za zadanie zamknięcia usta żądnym krwi. Stawia również pytanie o bezprawne przetrzymywania więźniów bez wyroków sądowych i tortury stosowane w więzieniach na wzór Guantanamo.
W miarę, jak historia pomału kończy swój bieg, fabuła robi się coraz ciekawsza, ale wciąż obfituje w zagadkowe elementy, do których należą m.in. dialogi, które Ernst prowadził z funkcjonariuszką FBI Shauną Friedman, niecodzienne wykorzystanie krzyżówek na potrzeby więziennej celi, zmyślne przesłuchania, czy zaskakująco ułożony plan napadu na przywódcę sekty.
„Szwed, który zniknął” jest idealną książka dla tych, którzy lubią thrillery z elementami kryminalnymi, którym dobrze czytało się „Millenium”, lub tych, którzy lubią być zaskakiwani zwrotami akcji.
Jest również wymagającą powieścią – zastosowana w niej nielinearność wymusza skupienie uwagi na fabule, która pomału tworząc rys psychologiczny dopiero w połowie lektury odkrywa wątek scalający wszystkie elementy układanki.
Przyznaję – czytanie pierwszych 20 stron szło mi topornie, ale kiedy już załapałam rytm wyznaczony przez autora, resztę żarłocznie pochłonęłam podczas kilku kursów tramwajem do i z pracy i żałuję, że to już koniec historii.
„Kiedy w wiadomościach zaczęto następnie podawać to, co stało się chlebem powszednim – fala, co zmyła połowę plaż na oceanie Indyjskim, Szwedzi, którzy w dalszym ciągu są zaginieni – ktoś pilotem wyłączył telewizor.”
6/6
________________
*wszystkie cytaty: Robert Karjel, Szwed, który zniknął; wyd. Czytelnik