Przeczytawszy kiedyś „Lalę” Jacka Dehnela byłam pod wrażeniem tego, jak pięknie można snuć opowieść o ludzkich życiorysach. Długo szukałam czegoś na wzór i odnalazłam dopiero w wałbrzyskim dyptyku Joanny Bator.
Sama autorka stwierdziła kiedyś, że lubi snuć opowieści, grzebać się w życiorysach i w historii. „Piaskowa góra” i „Chmurdalia” jest tego świetnym potwierdzeniem. Dehnel, pomimo swojej erudycji i pisarskiego wyrobienia, które zaowocowało ciekawie poprowadzoną narracją – miał dość ułatwione zadanie, gdyż jego książka traktowała nie o wymyślonych postaciach, tylko o kobietach i mężczyznach z jego rodziny. Tymczasem tegoroczna laureatka nagrody NIKE swoje postaci wymyśliła sama, zgrabnie powiązała je nicią genealogicznych połączeń, a do tego dodała jeszcze kilka zaskakujących faktów i zwrotów w fabule.
Głównym wątkiem w obu książkach jest postać matki i córki – Jadwigi i Dominiki Chmury. To właśnie wokół tych dwóch kobiet odkrywane są po kolei życiorysy innych bohaterów, początkowo nie związanych wcale z głównymi bohaterkami, ale w miarę cofania się do przedwojennych lat w Polsce okazuje się, że pewne ludzkie zależności zazębiają się w najmniej spodziewanych okolicznościach.
„Piaskowa góra” opowiada historię małżeństwa Jadzi Maślak i Stefana Chmury oraz ich córki Dominiki. Historia rozpoczyna się w latach 70-tych poznaniem się dwojga przyszłych małżonków. Rozwija się wraz z narodzinami córki, a ściślej córek bliźniaczek (z których jedna umiera), nabiera tempa wraz ze schyłkiem PRL-u. Jednocześnie jednak cofa się do historii Polski w czasie wojny i trudnych lat powojennych.
Nieliniowo poprowadzona narracja przeplata czasy współczesne z historią, aby dzięki temu przedstawić losy rodzin: Czeladzi, Maślaków, Chmurów i społeczności związanej z przedstawicielami rodu oraz wytłumaczyć dlaczego dokonali takich, a nie innych wyborów.
„Piaskowa góra” to opowieść, która dotyka ważnych problemów: wypędzenia, migracji, tęsknoty za ziemią ojczystą, trudnych życiowych wyborów, skomplikowanych rodzinnych relacji, alkoholizmu, depresji poporodowej. Przedstawia również obraz dawniejszej Polski, czasy dorabiania się, jeżdżenia na saksy za zachodnią granicę do „Enerefu”.

W zasadzie trudno jest krótko i jednocześnie wyczerpująco zawrzeć esencję obu książek. Historia w nich przedstawiona jest tak (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) pogmatwana, tak bardzo wiąże i przeplata ludzkie losy, iż referując je - potrafię w tym miejscu zawrzeć tylko pewien wycinek historii. A przecież nawet jeszcze nie wspomniałam o babci Kolomotywie, jej mężu, rodzicach biologicznych i faktycznych oraz dziadkach Jadzi Chmury, o Grażynce Rozpuch i ojcu jej męża z „Enerefu”, o Anieli i Róży oraz ich sąsiadach, których Joanna Bator przedstawiła w „Chmurdalii”, o pewnym małym Greku, Gosi Lipce, Sarze Jackson, cukierniku i jeszcze o lokatorkach pewnej sutereny w Nowym Jorku.
Dyptyk wałbrzyski trzeba po prostu przeczytać samemu i pozwolić porwać się nurtowi przedstawionej tam historii. Obie książki, jako całość historii uplasowały się na sam szczyt dobrych książek przeczytanych w bieżącym roku. Jestem pewna, że Wam też się spodoba. Tymczasem przede mną również wałbrzyskie, nagrodzone wczoraj „Ciemno, prawie noc”.
6/6
_____________
* ulubione słowo Jadzi Chmury (de domo Maślak)
Joanna Bator, "Piaskowa góra" i "Chmurdalia", wydawnictwo W.A.B.
Recenzja bierze udział w wyzwaniu: Czytamy powieści obyczajowe
Recenzja bierze udział w wyzwaniu: Polacy nie gęsi, czyli czytamy polską literaturę