W dzisiejszym odcinku cyklu „Kulinarni czytają” będzie słodko. A wszystko za sprawą Olgi i jej bloga Add & Mix. Chociaż właściwie powinnam napisać – słodko i melancholijnie, bo tak mi się to skojarzyło przeglądając wpisy obecnego Gościa.
Moim zdaniem Olga ma duszę marzycielki, co znajduje odzwierciedlenie w zdjęciach. A jej notki są jak miękki koc zimową porą. I chociaż zima niektórych zachęca do spania, ja mam nadzieję, że Olga pobudzi jeszcze do życia zhibernowane od czerwca Add & Mix. Bo doprawdy szkoda byłoby, aby kawowa babka z polewą mocha, magdalenki z lemon curdem, sernikobrownies z malinami i inne cuda nie mogłyby zyskać nowego słodkiego lub wytrawnego towarzystwa na blogu.
Olgo, dziękuję za udział w cyklu i postuluję za kolejnymi słodyczami ;)
Karolu, niezmiennie :*
Oto Olga „w kilkuset słowach” ;)
1. Książki, które czytam najchętniej:
Nie potrafiłabym zamknąć w jednym pudełku typu książek, jakie czytam najchętniej. Nie ma konkretnego gatunku czy autora, jest za to zbiór cech, które cenię sobie najbardziej.
Po pierwsze- zabawy narracją. Uwielbiam tę delikatną manipulację albo kiedy niespodziewanie narrator zwraca się do nas bezpośrednio. Takie króciutkie akapity potrafią być dreszczowym deszczem. Do czego uwielbienie odkryłam niedawno, a co zaskoczyło nawet mnie: czarny humor. Nie wiem czy to godziny przesłuchania Dead Man's Bones czy zaburzenie w nastoletniej gospodarce hormonalnej mojego organizmu, ale na książkowej fali są mroczne tematy. (dalekie jednak od wampirzych)
I coś, o co z pewnością nikt nie podejrzewałby kulinarnego blogera: jedzeniowe wzmianki. Delikatnie sugerujące, że powinnam pobiec z książką do kuchni i przypalić pierwszego naleśnika, do kawy spienić mleko czy otworzyć puszkę z piernikami. Zapamiętywanie książek przez pryzmat tego, co jedli bohaterowie, to jest już chyba cecha nabyta. Dlatego pierwsza część trylogii Larssona smakowała dla mnie kanapkami i ostudzoną kawą, a "Ida Sierpniowa" to zeszłoroczne słoiki schowane w spiżarni.
Wszystkie te podpunkty idealności ma "Złodziejka Książek" Markusa Zusaka, będąca moim punktem odniesienia w ocenie jakiejkolwiek książki.
2. Ulubiona książka kulinarna:
Wybór ulubionej kulinarnej, nie jest tak oczywisty i zgodny z pierwszą myślą. Są książki, które na co drugiej stronie mają odznaczone oliwą moje linie papilarne, czyli dowody na kilkunastokrotne korzystanie z przepisu. Są takie z hipnotyzującymi zdjęciami, najładniejszymi talerzykami, największymi wyzwaniami. Tymczasem największą część mojego serca ma "Ben & Jerry's Homemade Ice Cream & Dessert Book". Brakuje tam fotografii, różnorodności i dorosłości. I chyba tym ostatnim zaplatają mi pętelkę miłości w wydawniczym świecie. Zupełnie, jakby to była zaginiona książka z dzieciństwa, którą kartkowało się z głową pełną planów i wyczekująco-proszącym spojrzeniem na mamę.
Z chmurkową okładką w rękach mamy okazję poznać trochę historii potężnego duetu, Bena Cohena i Jerry'ego Greenfielda, którzy każdym przepisem podbijają wyobraźnię kubków smakowych. Do czytania tylko z przynajmniej trzema gałkami czekoladowych i łyżeczką w dłoni.
3. Książkowe wyznanie:
Wyznanie, które wypowiadając/wypisując, mam ochotę zakryć wstydliwie oczy. Oceniam po okładce. Zasada "Nietrafiona okładka, beznadziejna książka' nie istnieje, oczywiście, ale jak wiele z książkowej wartości kradną kadry ekranizacji czy zdjęcia jak z archiwum kolorowych gazet? Lubię te najprostsze, czasem nawet nieme, z tytułem schowanym w środku.
Wyznanie numer dwa to moja awersja do szkolnych lektur. Przyjemność z czytelniczych powinności skończyła się wraz z przeczytanymi "Dziećmi z Bullerbyn", od tamtego czasu wykresem zainteresowania obowiązkowymi lekturami jest pochyła w dół. Czuję jednak, że za kilka lat zemszczą się na mnie odrzuceni Mickiewicz, Dostojewski czy Balzac, a ja nadrobię zaległości z zapartym tchem.
4. Książka, którą czytam obecnie:
Obecnie jestem czytelnikiem przechodnim. Niezdecydowanym, z książką na każdy humor, okazję czy kierunek pociągowej jazdy. Nic nie pochłonęło mnie do tego stopnia, by odrzucić skakanie po tytułach. Listopadowa biblioteczka zawiera pozycje prezentowe i biblioteczne: "Hotel Świat" Ali Smith na wczesnowieczorną herbatę, Boris Vian na każdą drogę, "Listy" Johna Lennona na najspokojniejszy moment popołudniowy, przewodnik po Berlinie na porę snucia marzeń i planów, a "Dziecko Rosemary' prowadzi zwykle prosto do Morfeusza. Nie ma w tych tytułach nic porywającego i odkrywczego, ot, holgowe czytadła codzienne.