Drodzy Czytelnicy Czytelniczego,
życzę Wam wszystkiego dobrego na święta: spacerowej pogody, dużo uśmiechu, mile spędzonego czasu, przyjemnej lektury i tradycyjnego smacznego jaja :)
A skoro o jajach mowa - zanim sami zasiądziecie do stołu, poczytajcie, jak przyrządzone jaja jadali bohaterowie książek :)
„Koty z niewinnymi, poważnymi minami siadywały na werandzie, zjadając rzucane im przez Barneya kąski. A jedzenie było doskonałe!
Valancy, choć otoczona romantyczną scenerią, nie zapominała, że mężczyźni mają żołądki. Toteż Barney nie szczędził żonie komplementów.
- Trzeba przyznać – mówił – że smaczne jedzenie ma swoje zalety. Zazwyczaj radziłem sobie w ten sposób, że gotowałem za jednym zamachem tuzin, półtora jaj. Kiedy poczułem głód, zjadałem kilka z chlebem i plasterkiem bekonu, popijając dzbankiem herbaty.”
(Lucy M. Montgomery – Błękitny zamek)
„Historia, którą im bełkotliwe opowiedziała po dwóch aspirynach, przy filiżance gorącej czekolady i naleśnikach z miodem, brzmiała żałośnie, jednak Miller i Alarcon nie żartowali z niej ani nie prawili kazań. Żeby ukryć śmiech, pierwszy zabrał się metodycznie do jajek sadzonych na kiełbasie, a drugi zanurzył nos w filiżance kawy, nędznym substytucie mate.”
(Isabel Allende – Ripper. Gra o życie)
„Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Wreszcie gospodarz lekko wzruszył ramionami, jakby przyznawał, że zabrnęli w ślepą uliczkę. Wstał i powiedział:
- Właśnie miałem zrobić sobie lunch. Równie dobrze mogę przygotować coś dla dwóch.
Quinn zawahał się. Auster widocznie odczytał jego myśli, skoro odgadł, czego gość najbardziej pragnie: siąść do jedzenia, bo będzie pretekst, żeby zostać jeszcze chwilę.
- Właściwie powinienem już iść – odrzekł. – Ale owszem, skorzystam. Mała przekąska nie zaszkodzi.
- Omlet z szynką?
- Doskonale.
Auster poszedł do kuchni. Quinn chciał zaofiarować się z pomocą, ale nie mógł się ruszyć. Jakby skamieniał. Z braku lepszych pomysłów zamknął oczy. (…) Niebawem z ciemności dobiegł jakiś głos, śpiewnie powtarzający w kółko to samo idiotyczne zdanie: „Nie można usmażyć omletu, nie tłukąc jaj. (…)
Ujrzał przed sobą nakryty stół: chleb i masło, znowu piwo, noże i widelce, sól i pieprz, serwetki do ust, omlety parujące na białych talerzach. Wziął się do jedzenia z prostacką zachłannością i zmiótł swoją porcję chyba w parę sekund.”
(Paul Auster – Trylogia nowojorska)
„Jaka przyjemność stać przy piecu i pichcić. Sos holenderski według przepisu: ubić żółtka. Macham trzepaczką i nic, może ‘ubić’, znaczy ‘ukręcić’? Dawniej mówiło się: ‘ukręcić kogel – mogel’, język się zmienia. Ktoś trafnie napisał w szwedzkiej gazecie: ‘Język jest wirusem kosmosu’. Sos za rzadki (te ubite jaja).”
(Manuela Gretkowska – Polka)
„Theo włożył dwa jajka do jednego z garnków, do drugiego wrzucił zieloną fasolkę. Postawił na piecu mleko i przyrumienił grzanki z bułki. Vincent patrzył na krzątającego się brata i ów widok bardziej go krzepił niż jakiekolwiek jadło.
W końcu posiłek był gotów. Theo przysunął stół do łóżka i nakrył go białym, czystym ręcznikiem wyjętym ze swojej walizy. Włożył do fasolki spory kawał masła, ugotowane na miękko jaja wyrzucił na miseczkę i wziął łyżkę do ręki.
- Tak – a teraz otwórz usta! Pierwszy przyzwoity posiłek od Bóg wie jak dawna.
Zjadłszy wszystko z apetytem, Vincent oparł głowę na poduszce. Z westchnieniem zadowolenia rzekł:
- Jedzenie jest piękną rzeczą! Zapomniałem już o tym.”
(Irving Stone - Pasja życia)
„Resztę zimy spędzili przy Avenue Gabriel, nie widując prawie nikogo. Przez pierwszy tydzień wylegiwali się w łóżku do południa. Kochali się, wygłupiali i jedli smażone jajka, zapijając je szampanem. Ale to, co na początku Coco wydawało się niezmiernie ekscytujące, dość szybko ją znudziło. Piątego dnia nie mogła patrzeć na jajka. Zatęskniła za wstawaniem o ósmej, porannym piciem kawy z mlekiem i czytaniem romansów. Szóstego dnia zaproponowała, by zjedli coś innego. Siódmego – wyskoczyła z pościeli o ósmej, zasiadła w aksamitnym fotelu i zabrała się do lektury. Koniec z rytuałem z jajkami i szampanem.”
(Cristina Sanchez – Andrade - Coco)
A na koniec, już po odejściu od stołu - tolkienowska zagadka ;)
„Możemy pobawić się w zagadki - odparł Bilbo myśląc, że trzeba być uprzejmym, przynajmniej na razie, póki się nie dowie czegoś więcej o tym stworzeniu, czy jest tutaj sam zupełnie, czy jest dziki, krwiożerczy i głodny i czy nie jest przypadkiem sojusznikiem goblinów.
'Pudełko bez zawiasów, klucza ani wieka,
A przecież skarb złocisty w środku skryty czeka."
Grał na zwłokę, by tymczasem wymyślić coś naprawdę trudnego. Ta zagadka wydawała mu się bardzo oklepana i łatwa, chociaż ją wypowiedział trochę innymi słowami niż zwykle. Ale dla Golluma zadanie okazało się bardzo trudne. Syczał sam do siebie, a nie mogąc znaleźć rozwiązania, szeptał i gulgotał.
Po chwili Bilbo się zniecierpliwił.
-No, więc co to jest? - spytał. - Sądząc z odgłosów, jakie wydajesz, myślisz, że chodzi o kipiący garnek, ale nie zgadłeś.
- Zossstaw szansssę, zossstaw szansssę mojemu ssskarbowi.
- Wiesz wreszcie? - spytał znów po długiej chwili Bilbo. - Zgadłeś?
Nagle Gollum przypomniał sobie, jak przed wielu laty okradał gniazda i siedząc pod skarpą rzeczną uczył swoją babkę wysysać...
- Jajko! - powiedział. - Jajko!”
(J. R. R. Tolkien - Hobbit, czyli tam i z powrotem; rozdz. 5 zagadki w ciemnościach)